O nocnym Wędrowcu

3/29/20224 min read

trees under starry sky
trees under starry sky

Wyobraźcie sobie las, ale nie taki mały i niepozorny, ale ogromny, pierwotny, najdawniejszy las. Miejsce w którym spotkasz tysiące rodzajów roślin i zwierząt. Gdzie między masywnymi konarami drzew, rozciągają się dziko udeptane ścieżki, które dostrzec może tylko czujne oko i otwarte serce. Kraina, w której życie i śmierć dopełniają się w całości w wielkich i mikroskopijnych cyklach, aby każdy element tego prastarego świata, dopełniał się w tym niekończącym się cyklu.

W lesie tym, o zmierzchu, kiedy na niebie latały już ostatnie zbiorowiska ptaków, a płatki kwiatów składały się w zalążek oczekując na kolejny wschód słońca, pojawił się młody chłopak. Spacerował, stawiając z wielką delikatnością każdy krok. Będąc obok niego można było wyczuć, że nie boi się otaczającej go natury. Nie wynikało to jednak z wojowniczej duszy. Brak tego lęku można było wyczuć w jego wrażliwości. Uważności z jaką stawiał każdy kolejny krok, w ciszy jego serca, które nie chciało ingerować w życie tutejszych stworzeń. Dla tego pierwotnego lasu, był tylko gościem, ale takim, który uczy się i poznaje wszystko niczym młode dorastające dziecko, ufnym w swojej autentyczności i otwartym na nieznane, nie rozróżniającym złego od dobrego, harmonijnym.

Chłopak, a na imię miał Stello, wyruszył na poszukiwania wioski swojego bliskiego przyjaciela, którego poznał lata temu podróżując po dzikich zagajnikach wokół swojej mieściny. Połączyła ich miłość do gwiazd, do tego odległego światła, który cały czas jest tak blisko nas. Chłopak dowiedział się wtedy o niewielkiej wiosce, znajdującej się na północy jego kontynentu, właśnie za tym wielkim, pradawnym lasem. Osadzie, w której ludzie każdego wieczoru siadają w kręgu, w której pola uprawne niewiele różnią się od lasów, a ludzie tak jak i on, patrzą w gwiazdy i tulą się do ziemi.

Rodzice nauczyli go jak czytać z gwiazd. Przekazali mu wiedzę, którą dostali od swoich przodków. I tak od dziecka Stello uczył się, że każda gwiazda jest w pewnym rodzaju jego przyjacielem, takim bardzo odległym i nasłuchującym. Czułym i kochającym. Więc kiedy wyruszył w swoją podróż po wielkim, pradawnym lesie, wiedział, że wybierając się nocą gwiazdy go poprowadzą.

Trwając w zaufaniu, cały czas świadomie obserwując siebie, niebo i ziemię, wędrował, czując pod stopami uginającą się pod nim ściółkę. Zmartwił się jednak, ponieważ niebo powoli zaczęło zakrywać się chmurami. Iskry światła na niebie, jedna po drugiej, zaczynały być niewidoczne. Szedł tak długo, jak był w stanie dostrzec gwiazdę polarną, jednak i ona po kilku chwilach zniknęła za mglistą powłoką. Stello pierwszy raz poczuł lęk, zwątpienie czy dobrze zrobił ruszając w ten las. Młodzieniec usiadł na ziemi, a z jego oczu popłynęły łzy.

Przypomniał sobie wtedy rozmowę ze swoim dziadkiem, który nauczył go w życiu ufać. Mówił, że to nie my ostatecznie podejmujemy decyzję o tym gdzie i jak się znajdziemy, ale otaczający nas świat. Powiadał, że to tak naprawdę bez znaczenia, bo tak długo jak ufamy, życie się nami zaopiekuje i przyniesie najlepsze możliwe rozwiązanie.

Chłopak przytulił się do drzewa i zaczął głębiej oddychać, pozwalając swojemu sercu czuć, aż nagle usłyszał głos, poczuł jakby kobieta wyszeptała mu do ucha: ,,dotknij ziemi pod swoimi stopami, ona Ci pomoże’’. Stello schylił się i delikatnie położył swoje czoło na ciepłej, miękkiej ziemi. Poczuł, jak pod nią kryje się sieć, która łączy cały las. Nić, która sprawia, że wszystko jest połączone. Młodzieniec zamknął oczy, zdjął buty i zrobił pierwszy krok, a każda cząsteczka w jego ciele, poczuła, że już wie gdzie ma iść. Powolnie spacerował, aż dotarł do skalistej doliny. Wiedział, że tylko do tego miejsca zaprowadzi go ta magiczna sieć pod stopami. Podziękował jej i ruszył dalej, patrząc w zachwycie na te ogromne skały, niczym na wejście do pałacu, powędrował do tej krainy i usłyszał głos: ,,Nie musisz się martwić, niech wiatr zabierze twój strach’’. Stello, dla którego ten szept był niczym głos matki, w której łonie przychodził na świat, zaczął tańczyć z wiatrem. Stając się lżejszy i lżejszy. Podskakując stawiał każdy krok, a jego ręce, wyznaczały mu kierunek w którym miał iść. Było to dla niego niczym zabawa. Zapomniał o swoich zmartwieniach i o tym, że ma gdziekolwiek dojść. Po prostu tańczył, a każdy krok prowadził go gdzieś dalej i dalej. Nagle ponownie znalazł się w lesie, bardziej przejrzystym, w którym wiatr powoli ucichł. Chłopak podziękował mu i kontynuował wędrówkę. Przysiadł pod drzewem i czekał, a wszystkie jego myśli ucichły. Minęły kolejne godziny, niebo powoli się otwierało, a chmury znikały za horyzontem. Powoli zaczynało świtać i wiedział, że nie będzie umiał wyznaczyć kierunku w którym ma iść, ale nie zmartwiło go już to, czekał, przyjmując to co życie mu przyniesie. Po kilku chwilach, zza drzewa wyjrzała łania i spojrzała na chłopca. Nie potrzebne były słowa. Wszystko zadziało się w jednej chwili, w spotkaniu ich oczu, tych małych wszechświatów i gwiazdozbiorów w źrenicach. Zaczął podążać za łanią, wiedząc już gdzie ma iść. Doprowadziła go ona do skraju lasu, spojrzała na niego z daleka i wróciła do swojego leśnego domu.

-Bracie! Zgubiłeś się? Jak masz na imię? - Młodzieniec usłyszał przyjazny głos w oddali.

-Jestem Stello! Przyprowadziły mnie tu gwiazdy - odrzekł - poszukuję osady, o której usłyszałem od mojego przyjaciela. Powiedział mi, że jest ona na drugim skraju tej leśnej krainy.

-Owszem, jest tutaj taka osada, jestem jej mieszkańcem, zaprowadzę cię do niej Stello.

Chłopak dotarł do miejsca, którego szukał, poznawał ludzi, zasiadywał w kręgach, radował się i płakał. Śpiewał przy ogniu, tańczył z wiatrem, przytulał się do Ziemi, a w chwili, kiedy potrzebował znowu poczuć bicie swojego serca, zaczynał patrzeć na gwiazdy - zarówno te na niebie, jak i te w oczach drugiej osoby…